5/09/2012

"Lapidariów" Kapuścińskiego nie mogę czytać dłużej niż kwadrans. 10, czasami 5 stron, na tym koniec, przynajmniej tego samego dnia. dlaczego? zbyt duża dawka informacji, najwyższej jakości (kwestia subiektywna oczywiście) warsztat pisarski. no i wrażliwość. wrażliwość i dobro.
dlatego właśnie nie warto pochłaniać wszystkiego jednym tchem. znacznie lepiej odpowiednio racjonować, zapamiętywać - nic nie może uciec.

wiadomo, powyższe cechy to znak rozpoznawczy Kapuścińskiego.
przeczytałem wszystkie jego książki, prawie wszystkie o nim. w księgarniach wciąż pojawiają się nowe. ale czy można jeszcze napisać coś, czego nie było do tej pory?
no tak, jeden się w sumie połasił - Domosławski. wszystko byłoby z tą książką ok, gdyby nie sposób w jaki 'dziennikarz roku' zdobywał  informacje. jak dla mnie zwykła hiena, tropiciel sensacji.
ale nie o tym miało być.
nie wiem jak on to robił, jak organizował czas - doskonałe reportaże, recenzje książek, odczyty (przed którymi wzbraniał się strasznie) no i do tego wszystkiego chyba z milion notek które zebrano i wydano w 6 tomach Lapidariów. i ta pracownia. ilością zebranych przez siebie tomów ustępowała chyba tylko bibliotece Marii Janion. gdzieś pomiędzy setkami tomiszczy (cholera wie jak on się w tym odnajdywał i czy pamiętał - podobno tak - gdzie dokładnie szukać książki, której w danym momencie potrzebował) trzymał teczki, segregatory, specjalne przegródki, w których umieszczał wycinki gazet, własne notatki itd itd, posegregowane według rozmaitych kategorii. skąd brał na to czas? - a przecież łącznie ponad 20 lat spędził w Afryce.
ciągle wracam do jego książek. na ich podstawie zawsze rysuje mi się postać człowieka zagubionego, "nieogarniającego świata" jak sam o sobie mówił, ale jednak ciągle na nowo próbującego jakoś go uporządkować, przemeblować, zrozumieć i opisać. myślę, że to się udało.
ten wpis nie jest odkrywczy, nie ma w nim niczego nowego - piszę go jednak po to, ponieważ od czasu do czasu nachodzi mnie potrzeba przypominania (także sobie samemu), że warto sięgać po Kapuścińskiego.

kiedy czytam jego książki nie mogę oprzeć się wrażeniu, że stara się on mi, czyli czytelnikowi, wytłumaczyć mechanizmy rządzące światem, ale, co najważniejsze, oddzielić grubą kreską dobro od zła. to jest takie uczucie, jakby ktoś prowadził za rękę, tak, jak prowadzi się dziecko, które takiego wsparcia potrzebuje i którym gdzieś, w jakiejś części, zawsze pozostaniemy. choćby ze względu na to, że wciąż odkrywamy, że czegoś nie wiemy. bo tak naprawdę nie wiemy nic, tylko się nam wydaje, że jest inaczej.

i jeszcze jedno - bardzo chciałbym wiedzieć co On miałby dziś do powiedzenia. zarazem jednak tej ciekawości towarzyszy jakieś nieodparte przekonanie, że na opisanie dzisiejszych czasów brakło by mu po prostu słów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz