5/27/2012

5/26/2012

5/25/2012

5/24/2012

5/23/2012

5/15/2012

Kolumna - dziecię Antoniego Jawornickiego

dzisiaj odkryło mi się, że letniskowy charakter Kolumny był efektem mocno przemyślanego planowania terenu. a wszystko za sprawą Janusza Szweycera (ostatni spadkobierca dóbr łaskich), który wydzielił kawał ziemi w celu stworzenia na jej terenie ośrodka letniskowo-uzdrowiskowego. to jest jasne, takie były plany. ale nie to jest w tym najfajniejsze. otóż do opracowania projektu zatrudniono samego Antoniego Jawornickiego. to właśnie on, opierając się na pomyśle Ebenezera Howarda, brytyjskiego planisty i urbanisty, złożył w 1928 roku na ręce Szweycera projekt "miasta-ogrodu", jakim stała się, przynajmniej na jakiś czas, Kolumna (Szweycer słynął zresztą z zatrudniania nie tanich, delikatnie mówiąc, specjalistów; oprócz Jawornickiego wykonanie planu swojego dworu w Ostrowie zlecił Romualdowi Guttowi). Jawornicki to postać niesamowita, człowiek-instytucja. pierwszym wielkim projektem był zaprojektowany przez niego plan, również na kształt howardowskiego "miasta-ogrodu" Podkowy Leśnej. później zasłynął z planów, które realizował z powodzeniem w Warszawie, gdzie opracował m.in. wygląd Placu Saskiego. współpracował przy regulacji wybrzeża Wisły, projektował przebudowę wnętrz hotelu Bristol i Europejskiego, urządził też wnętrze salonki Prezydenta RP. powyższa wyliczanka to tylko niewielka część jego dorobku. generalnie w tamtych czasach wielka postać, kto wie, czy nie numer jeden wśród urbanistów i planistów. biorąc to wszystko pod uwagę zastanawiam się, czy Kolumna prowadzi obecnie jakieś działania, które na pewno mogłyby pozytywnie wpłynąć na promocję regionu - choć z drugiej strony może to już wcale nie mieć większego sensu. nie wiem na ile zachował się plan Kolumny z lat '30 ubiegłego wieku, a na ile jest to zupełnie inaczej zagospodarowany urbanistycznie teren. nie jest to już natomiast kurort wypoczynkowy. to na pewno. jest jeszcze jeden pewnik - ten niemały kawałek lasu, w który wkomponowano miejską przestrzeń, jest ewenementem nie tylko na skalę województwa, ale także Polski. w tym sensie, że w województwie jedyny, a w Polsce jeden z zaledwie kilku. "miasto-ogród". piękny pomysł, nawet niekoniecznie utopijny. ale co z tego? obecnie Kolumna jest dzielnicą Łasku, liczy 5 tys. mieszkańców. z pomysłu sprzed niemal wieku zachowała się bodajże jedynie zieleń. to i tak więcej, niż mógłbym przypuszczać. wyglądające gdzieś spomiędzy drzew stare, drewniane wille wczasowe, przed laty goszczące zacnych gości, dziś żyją już tylko dawnymi wspomnieniami. i tak będzie już chyba do końca.

PS Dochodzę do wniosku, że w dwudziestoleciu międzywojennym działo się dużo dobrego - budowano "miasta-ogrody", pociągi śmigały szybciej niż dziś, a architekci jeździli wypasionymi chevroletami.


zdjęcie i kilka informacji ze strony http://free.art.pl/podkowa.magazyn/nr49/jawornicki.htm - tam też obszerniejsze info o Jawornickim.

5/13/2012

żeby zaistnieć, błysnąć wśród "znajomych", przykuć czyjąś uwagę, w ogóle "być", koniecznie trzeba sukcesywnie, z żelazną konsekwencją zamieszczać rozmaite rzeczy na facebooku (celowo piszę tylko o tym portalu, bo stał się on czymś na kształt Boga, religii prostej, przyjemnej i wygodnej, dostosowanej do naszych potrzeb, niewymagającej). Mogą to być zdjęcia z wakacji - przy czym nieważne, czy będzie to Egipt czy Japonia, informacja, że dostało się wymarzoną pracę, wpis o wygranej w konkursie nagrodzie. zbieramy pochwały od wspomnianych "znajomych", jesteśmy zadowoleni.
Wtedy dopiero istniejemy. Jesteśmy.
Jeśli zaś tego nie zrobimy, nie będziemy aktywnie akcentować swojej obecności w scyfryzowanym świecie, skazani będziemy na niebyt.
internet zabija społeczność, żywe, realne kontakty międzyludzkie - nazwa "portal społecznościowy" jest jakimś tragicznym nieporozumieniem. większość przestała interesować się drugim człowiekiem w sposób bardziej ludzki, humanitarny. Nie rozmawiamy ze sobą, nie ma takiej potrzeby, skoro "wszystko" na temat drugiej osoby można przeczytać na portalu społecznościowym. dowiedzieliśmy się gdzie pracuje, czym się interesuje, czy jest w związku czy nie jest. Jeśli nie ma zdjęć dzieci tzn., że tych dzieci w ogóle nie ma. proste.
wiemy wszystko. zatem - po co rozmawiać, po co się spotykać?

bardzo się cieszę, kiedy udaje mi się jeszcze natknąć na kogoś, od kogo usłyszę najprostsze: co u Ciebie? wtedy wiem, że taka osoba jest zainteresowana moją odpowiedzią, moją historią, a nie tym, co uda się jej wyczytać gdzieś w sieci.

5/10/2012

5/09/2012

"Lapidariów" Kapuścińskiego nie mogę czytać dłużej niż kwadrans. 10, czasami 5 stron, na tym koniec, przynajmniej tego samego dnia. dlaczego? zbyt duża dawka informacji, najwyższej jakości (kwestia subiektywna oczywiście) warsztat pisarski. no i wrażliwość. wrażliwość i dobro.
dlatego właśnie nie warto pochłaniać wszystkiego jednym tchem. znacznie lepiej odpowiednio racjonować, zapamiętywać - nic nie może uciec.

wiadomo, powyższe cechy to znak rozpoznawczy Kapuścińskiego.
przeczytałem wszystkie jego książki, prawie wszystkie o nim. w księgarniach wciąż pojawiają się nowe. ale czy można jeszcze napisać coś, czego nie było do tej pory?
no tak, jeden się w sumie połasił - Domosławski. wszystko byłoby z tą książką ok, gdyby nie sposób w jaki 'dziennikarz roku' zdobywał  informacje. jak dla mnie zwykła hiena, tropiciel sensacji.
ale nie o tym miało być.
nie wiem jak on to robił, jak organizował czas - doskonałe reportaże, recenzje książek, odczyty (przed którymi wzbraniał się strasznie) no i do tego wszystkiego chyba z milion notek które zebrano i wydano w 6 tomach Lapidariów. i ta pracownia. ilością zebranych przez siebie tomów ustępowała chyba tylko bibliotece Marii Janion. gdzieś pomiędzy setkami tomiszczy (cholera wie jak on się w tym odnajdywał i czy pamiętał - podobno tak - gdzie dokładnie szukać książki, której w danym momencie potrzebował) trzymał teczki, segregatory, specjalne przegródki, w których umieszczał wycinki gazet, własne notatki itd itd, posegregowane według rozmaitych kategorii. skąd brał na to czas? - a przecież łącznie ponad 20 lat spędził w Afryce.
ciągle wracam do jego książek. na ich podstawie zawsze rysuje mi się postać człowieka zagubionego, "nieogarniającego świata" jak sam o sobie mówił, ale jednak ciągle na nowo próbującego jakoś go uporządkować, przemeblować, zrozumieć i opisać. myślę, że to się udało.
ten wpis nie jest odkrywczy, nie ma w nim niczego nowego - piszę go jednak po to, ponieważ od czasu do czasu nachodzi mnie potrzeba przypominania (także sobie samemu), że warto sięgać po Kapuścińskiego.

kiedy czytam jego książki nie mogę oprzeć się wrażeniu, że stara się on mi, czyli czytelnikowi, wytłumaczyć mechanizmy rządzące światem, ale, co najważniejsze, oddzielić grubą kreską dobro od zła. to jest takie uczucie, jakby ktoś prowadził za rękę, tak, jak prowadzi się dziecko, które takiego wsparcia potrzebuje i którym gdzieś, w jakiejś części, zawsze pozostaniemy. choćby ze względu na to, że wciąż odkrywamy, że czegoś nie wiemy. bo tak naprawdę nie wiemy nic, tylko się nam wydaje, że jest inaczej.

i jeszcze jedno - bardzo chciałbym wiedzieć co On miałby dziś do powiedzenia. zarazem jednak tej ciekawości towarzyszy jakieś nieodparte przekonanie, że na opisanie dzisiejszych czasów brakło by mu po prostu słów.

5/02/2012