późna pobudka. jeszcze późniejsze śniadanie. kawa. nie lubię schematów, ale chyba inaczej się nie da w niektórych przypadkach.
postanowiłem, że będę używał polskich znaków, choć i tak twierdzę, że internet to syf i wszystko rządzi się tu własnymi prawami. z drugiej strony czemu sam nie miałbym wyznaczać poziomu? nawet jeden doktorek ode mnie z uczelni twierdził, że w mailach nie będzie używał polskich znaków i dużych liter, bo nie musi.
czytam właśnie "To nie jest kraj dla starych ludzi" Cormaca McCarthy'ego. Świetna książka. Męska rzecz. Ale nie w tym stylu co dezodorancik czy tabsy na potencję w reklamach. Kolesie z tej książki tego nie potrzebują. Twardy świat, broń, krew i słońce Meksyku. Seksu nie ma, a jeśli pojawia się już jakaś kobieta, to jest to żona idealna. Ta książka to czysty minimalizm, także w warstwie językowej. Słowa z ust bohaterów padają tu rzadko, jeśli już to konkretne, wyważone, tyle ile trzeba. Nie znam się na literaturze amerykańskiej, oprócz klasyki, tzn. Hemingwaya, Faulknera i hmm Steinbecka nie czytałem już chyba nikogo innego. Nigdy pisarze zza oceanu specjalnie mnie nie zajmowali, czasami nawet nie kończyłem rozpoczętej książki, czego na ogół staram się unikać. Cały czas jednak człowiek się łapie na tym, że nie można generalizować, czego przykładem wspomniana książka, którą wczoraj zacząłem, a pewnie dziś skończę;)
zacząłem też, a właściwie wróciłem do nauki czeskiego - na studiach uczyłem się z większym lub mniejszym skutkiem rok. jak się okazuje sporo pamiętam, ale nie jest to jeszcze ten level, jaki chciałbym, żeby był. ale spoko, wszystko w swoim czasie.
a tytuł posta w ogóle do niczego nie nawiązuje, ale tak mi się jakoś napisało. zupełnie nie wiem czemu, przecież to nieprawda, nie?
postanowiłem, że będę używał polskich znaków, choć i tak twierdzę, że internet to syf i wszystko rządzi się tu własnymi prawami. z drugiej strony czemu sam nie miałbym wyznaczać poziomu? nawet jeden doktorek ode mnie z uczelni twierdził, że w mailach nie będzie używał polskich znaków i dużych liter, bo nie musi.
czytam właśnie "To nie jest kraj dla starych ludzi" Cormaca McCarthy'ego. Świetna książka. Męska rzecz. Ale nie w tym stylu co dezodorancik czy tabsy na potencję w reklamach. Kolesie z tej książki tego nie potrzebują. Twardy świat, broń, krew i słońce Meksyku. Seksu nie ma, a jeśli pojawia się już jakaś kobieta, to jest to żona idealna. Ta książka to czysty minimalizm, także w warstwie językowej. Słowa z ust bohaterów padają tu rzadko, jeśli już to konkretne, wyważone, tyle ile trzeba. Nie znam się na literaturze amerykańskiej, oprócz klasyki, tzn. Hemingwaya, Faulknera i hmm Steinbecka nie czytałem już chyba nikogo innego. Nigdy pisarze zza oceanu specjalnie mnie nie zajmowali, czasami nawet nie kończyłem rozpoczętej książki, czego na ogół staram się unikać. Cały czas jednak człowiek się łapie na tym, że nie można generalizować, czego przykładem wspomniana książka, którą wczoraj zacząłem, a pewnie dziś skończę;)
zacząłem też, a właściwie wróciłem do nauki czeskiego - na studiach uczyłem się z większym lub mniejszym skutkiem rok. jak się okazuje sporo pamiętam, ale nie jest to jeszcze ten level, jaki chciałbym, żeby był. ale spoko, wszystko w swoim czasie.
a tytuł posta w ogóle do niczego nie nawiązuje, ale tak mi się jakoś napisało. zupełnie nie wiem czemu, przecież to nieprawda, nie?